"Tylko tego brakowało"-pomyślałam wyglądając przez okno. Termometr wskazywał dziesięć stopni na minusie, a śnieg sypał niesamowicie.Normalnie lubię zimę, ale nie wtedy gdy muszę wstawać o szóstej rano muszę przejść na pieszo dwa kilometry. O tej porze powinno spać się w najlepsze, przecież to środek nocy. Ale nie! Muszę iść do pracy. Podkreślam słowo IŚĆ, ponieważ nie miałam własnego samochodu ani autobusu o właściwej porze. Założyłam zimowe buty, zapięłam kurtkę pod samą szyję i otuliłam się wełnianym szalikiem. Jednak gdy wyszłam z mieszkania moje przekonania że zmarznę jakoś osłabło. Z trudem przemierzałam biały chodnik, próbując nie potknąć się o zaspę ani nie pośliznąć się na lodzie. Cudem mi się to udało. Po raz pierwszy ucieszyłam się na widok budynku mojej pracy. Sieć sklepu Tesco. Nie ukrywam że to nie szczyt marzeń dotyczącej mojej kariery, ale od czegoś trzeba zacząć. Studia kosztują fortunę, a moich rodziców nie stać na tak wielki wydatek więc musiałam zacząć zarabiać sama. Okazało się że niewiele miejsc zatrudnia studentki na pierwszym kroku. Nie mając wyjścia przyjęłam tę posadę. Pracowałam tu już kilka miesięcy ale wcale nie szło mi tak dobrze jak na początku. Weszłam do środka przez zaplecze. Zdjęłam kurtkę i zmieniłam buty po czym przebrałam się w uniform. Wyglądał jak te które ludzie noszą te w więzieniach. Czyli pasował idealnie bo czułam się jak w więzieniu. Jak na ironię planowali w okna wstawić kraty. "Żeby nikt się nie włamał"- chyba żeby T.I nie uciekła z krzykiem wybijając szybę. Gotowa do pracy zajęłam miejsce za kasą. Na początku ludzi było mało, ale z czasem ruch stał się większy. Poprosiłam koleżankę, aby otworzyła drugą kasę, ponieważ nie wyrabiałam się z obsługą klientów. Tak naprawdę miałam dość babć pospieszających mnie babć które wkupywały pół sklepu. Ale najgorsze i tak było to że nie ważne jak irytująca byłam ja i tak musiałam być uprzejma i wszystkim życzyć miłego dnia. Aż chciało mi się zygać tęczą.
- Mogła byś się pośpieszyć panienko?- Poganiała mnie starsza pani po sześćdziesiątce.
-Oczywiście robię co w mojej mocy.- Odpowiedziałam ociekającym słodycze głosem.
-Ja nie wiem z skąd oni biorą tę obsługę. Ty się w ogóle nie umiesz posługiwać kasą.- Tego było już za wiele
-No to właź tu, stara raszplo i nabij se ten rachunek sama!- Krzyknęłam patrząc jej w oczy
-Co się tu dzieje?- Usłyszałam głos mojej szefowej. Ojej niedobrze.
-Ja...- Zabrakło mi języka w gębie.
-Nie myśl ze ujdzie ci to na sucho! Potem o tym porozmawiamy, a teraz idź rozpakować towar. Lepiej żebyś nie miała na razie kontaktu z klientami.- Patrząc na mnie z pod łba.
-Dobrze przepraszam- Odparłam ze skruchą A gdy tylko sie odwróciła pokazałam środkowe palce tej babie.
Nie czekając na jej reakcję udałam się na zaplecze po nierozpakowany towar. Dziś nic się nie udawało tak jak bym chciała. Cholerny pechowy dzień.
Gdy dolne półki były już zapełnione nadszedł czas na ustawienie płatek śniadaniowych na samej górze. Ponieważ byłam niewysoka potrzebowałam do tego drabiny. Ustawiałam pudełka stajęce na trzecim schodku drabiny, kiedy poczułam że coś w nią uderzyło, a ja tracę równowagę. Zasłoniłam oczy dłońmi, czekając na nieuchronny upadek. Wyobrażałam sobie jak upadam na betonową podłogę i łamię sobie kark, ale zamiast tego poczułam czyjś dotyk i słodki zapach męskich perfum.
-Boze czy ja żyje.- Wycedziłam ostrożnie otwierając oczy.
-Na to wygląda. Udało mi się cię złapać.- Powiedział chłopak trzymający mnie na rękach. Był bardzo silny.
-O Jezu dziękuje jak ci się odwdzięczę?!
-Nie wiem czy jest za co dziękować. To ja niechcący przewróciłem twoją drabinę.- Obdarł stawiając mnie na ziemi. Nie rozluźnił j jednak uścisku.
-Nie ważnie nic się nie stało. Mógł być mnie puścić- Powiedziałam, gdyż trzymał mnie już trochę za długo.
-Tak jasne.- Odpowiedział zawstydzony opuszczając ręce wzdłuż tułowia.
-Tak w ogóle jestem T.I- Przedstawiłam się jak kultura wymaga.
-Liam.- Odpowiedział zdejmując czapkę. Mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Chyba gdzieś go już widziałam.
-Czemu mi się tak przyglądasz?- Spytał magle jak by znał odpowiedz.
-Przepraszam. Wydajesz mi się znajomy.
-Śpiewam w takim jednym zespole. Może kiedyś obiło ci się o uszy. Właśnie jechaliśmy z chłopakami na próbę i wpadłem do sklepu po parę drobiazgów.
-O to w takim razie nie będę cie zatrzymywać.- Ze zdziwieniem usłuszałam nutkę rozczarowania w swoim głosie.- Ja tez muszę wracać już do pracy. Miło było cię poznać.- Dodałam i odwróciłam się w stron nierozpakowanych pudeł z towarem.
T.I zaczekaj- Usłyszałam po czym dłoń Liama znalazła się na moim ramieniu- Myślisz że byśmy mogli wyjść gdzieś razem czy coś?..-spytał nieśmiało
-Pytasz poważnie?- Wycedziłam nie mogąc dowieżyć że przystojniak ze znanego zespołu, stresował się przed umówieniem ze mną.
-Nie ważne zapomnij o tym. Co ja sobie myślałem...
-Nie, nie. Źle mnie zrozumiałeś. Z chęcią się gdzieś z tobą wybiorę.- Powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Serio? To fantastycznie!- Rozpromienił się.
Zapisując sobie jego numer telefony, po raz pomyślałam dziś, że może ten dzień wcale nie jest taki okropny jaki mógłby się wydawać na pierwszy rzut oka..
---------------------------------------------------------------
3 kom. = next rozdział